Dzień Kobiet - święto, które powinno trwać cały rok!

   Dziś 8 marca – dzień, 
w którym składamy sobie życzenia, 
obdarowujemy się kwiatami, 
uśmiechem i miłymi gestami.

Ale czy nie powinno tak być każdego dnia?
Czy nie zasługujemy na szacunek, wsparcie i docenienie nie tylko od święta?

     Jesteśmy silne, choć czasem same w to nie wierzymy. Jesteśmy inspirujące, choć nie zawsze to dostrzegamy. Każdego dnia łączymy w sobie tyle ról – jesteśmy mamami, córkami, siostrami, przyjaciółkami, partnerkami, a przy tym realizujemy własne marzenia i pasje. Często bierzemy na siebie więcej, niż powinnyśmy, zapominając, że mamy prawo do odpoczynku, troski o siebie i swoich własnych małych przyjemności.

     Dlatego dzisiaj chcę przypomnieć każdej z Was – jesteście ważne, wyjątkowe i niezastąpione. Nie tylko dziś, ale każdego dnia. Niech Dzień Kobiet będzie dla nas wszystkich nie tylko okazją do świętowania, ale i momentem, w którym uświadamiamy sobie swoją wartość i uczymy się ją pielęgnować.
 

Z okazji Dnia Kobiet życzę Wam, drogie blogowe koleżanki:


💖 Abyście zawsze wierzyły w siebie i swoje możliwości.

💐 Abyście miały wokół siebie ludzi, którzy Was wspierają i dodają sił.

✨ Abyście potrafiły doceniać siebie – nie tylko za to, co robicie, ale przede wszystkim za to, kim jesteście.

🌸 I abyście każdego dnia znajdowały choć chwilę dla siebie – na marzenia, pasje i małe radości.


Niech ten dzień będzie dla nas wszystkich przypomnieniem, że jesteśmy wystarczające, 
silne i piękne – dokładnie takie, jakie jesteśmy.


A Ty? Jak spędzasz dzisiejszy dzień? 
Czy masz swój sposób na celebrację kobiecości na co dzień? 
Chętnie przeczytam Twoje refleksje w komentarzu!









#DzieńKobiet #JesteśWażna #ŚwiętujmySiebieCodziennie

Nagła cisza.....

      Przez ostatnie tygodnie było mnie tutaj bardzo mało. Wszystko przez choroby, które krążyły u nas nieprzerwanie przez trzy tygodnie. Gdy tylko udało nam się wyzdrowieć na chwilę, zaraz pojawiało się coś nowego. Najgorzej przeszedł to Miłoszek – po grypie złapał jelitówkę i to w najmniej oczekiwanym momencie – w dniu jego wyczekiwanego turnieju piłkarskiego. Strasznie osłabł, już na samym początku bolał go brzuszek, zaczął wymiotować, więc musieliśmy wrócić do domu. Przez trzy dni nie miał na nic siły, głównie spał. Na szczęście, przed feriami zimowymi cała nasza trójka w końcu wyzdrowiała, więc chłopcy mogli skorzystać z dwóch tygodni ferii organizowanych w ich szkole.

      Był to dla mnie spory, nieplanowany wydatek, ale uznałam, że warto. Chłopcy spędzili ten czas aktywnie pod opieką wykwalifikowanej kadry. W programie było mnóstwo atrakcji: ścianka wspinaczkowa, trampoliny, basen, kino, zajęcia taneczne, plastyczne i kulinarne, a także robotyka. Największą przygodą była całodniowa wycieczka do Sandomierza. Bardzo się o nią martwiłam, bo choć Szymuś jest starszym bratem, to na myśl o rozstaniu ze mną pojawił się u niego duży stres. Rano wszystko było w porządku, ale gdy przyszło do wsiadania do autokaru, rozpłakał się i mimo że obok była koleżanka, nie mógł się uspokoić. Żadne całusy, machanie ani uśmiechy nie pomagały. Dopiero gdy nauczycielka usiadła obok niego, udało się go trochę uspokoić, choć i tak płakał jeszcze przez dłuższy czas. W końcu zasnął, a gdy się obudził – na szczęście resztę dnia spędził już z uśmiechem na twarzy. Miłoszek natomiast wsiadł do autokaru bez chwili zawahania, od razu zajął miejsce z nowym kolegą i cieszył się przygodą.

      Początek ferii nie obył się bez trudniejszych momentów – Szymuś miał kilka wybuchów złości, szczególnie gdy nie było mnie w szkole w momencie, w którym się mnie spodziewał. Choć starałam się przychodzić punktualnie, dla niego kilka minut różnicy było nie do zaakceptowania. Były też frustracje związane z nowymi nauczycielkami i zasadami, ale z czasem się dostosował. Jestem z niego dumna, tak samo jak z Miłosza, który zawsze go wspiera i wykazuje się niesamowitą empatią.

     Dwa tygodnie ferii minęły nie wiadomo kiedy. Choć były to „wolne” dni, dla mnie oznaczały one ciągłą gonitwę – oprócz zajęć chłopców mieliśmy spotkania z psychologiem, w pierwszym tygodniu dodatkowe treningi piłkarskie, a w drugim wspólne wyjścia na basen. Znaleźliśmy też czas na rowery, plac zabaw i filmowe wieczory, a nawet na obiad w restauracji. Pogoda dopisała, więc korzystaliśmy z każdej okazji do ruchu na świeżym powietrzu. W międzyczasie oczywiście pracowałam, bo domowy budżet sam się nie podreperuje.

Choroba minęła, ferie także, a my wróciliśmy do codziennego rytmu nauki i pracy.

      Ten czas wiele mnie nauczył. Staram się bardziej kontrolować emocje, bo wiem, że nerwy niczego nie rozwiązują, a mogą pozostawić ślady, które trudno potem zagoić. Warto dbać o siebie i o naszych bliskich, bo to właśnie spokój i szczęście są najważniejsze. Praca jest istotna, ale nasze samopoczucie – jeszcze bardziej.
 

Wracam do Was ze zdwojoną siłą i gotowością, by cieszyć się każdym dniem. 
Wiosna coraz bliżej, a wraz z nią nowe początki!