Gdy choroba wywraca codzienność do góry nogami

Brakuje mi słów, by opisać ten czas. Choroba dziecka zawsze wywraca wszystko do góry nogami, ale nie chodzi tylko o nieprzespane noce czy brak sił. Najtrudniejsze jest patrzeć, jak ktoś tak młody i pełen energii nagle traci siły, rezygnuje z rzeczy, które go cieszą, bo ciało odmawia współpracy.

Miłosz był taki podekscytowany niedzielnym turniejem – czekał na niego, trenował, a wczoraj, zamiast grać, musieliśmy wrócić do domu. Rozbolał go brzuszek, gorączka nie odpuszczała, a on sam był smutny, że nie mógł być z drużyną. Teraz cały dzień leży – śpi, odpoczywa, je tyle, ile da radę. Nawet mój krupnik, który zawsze lubił, ledwo przechodzi mu przez gardło.

W takich chwilach jako mama robię to, co mogę. Gotuję, czytam mu historie o traktorku Romku, który jakby stał się jego małym bohaterem, i przytulam go, kiedy tylko tego potrzebuje. A potrzebuje dużo. Sama jednak czasem czuję, jak siły mnie opuszczają. Praca, dom, troska o dzieci – wszystko toczy się dalej swoim rytmem, choć ja najchętniej na chwilę bym się zatrzymała.

Czasem trzeba pozwolić sobie poczuć zmęczenie, prawda? 

Wiem, że to minie, że wrócimy do naszej codzienności, ale dziś, w tym wszystkim, próbuję złapać równowagę. 

Małe chwile wsparcia – Wasze ciepłe myśli, słowo otuchy – potrafią zdziałać cuda.

Trzymajcie kciuki za Miłosza, żeby szybko wrócił do sił, a ja obiecuję pisać dalej, gdy tylko ten ciężki czas trochę się uspokoi.



Komentarze